Zbyszek Zbyszek
108
BLOG

Kwestia akceptacji

Zbyszek Zbyszek Psychologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

Czy są takie rzeczy, których nie akceptujemy? Na których istnienie, zaistnienie, w żadnym wypadku nie możemy wyrazić zgody? Czy może akceptujemy, stan polityczny, jaki jest, ludzi, jakimi są, zdarzenia naszego życia, jakie nam się przytrafiają? Ból, jaki idzie nam nieść?

Sprzeciw wobec rzeczywistości złej, niewłaściwej jest podstawową postawą człowieka. Nie darujemy. Nie pozwolimy. Zrobimy wszystko żeby. Z tego się bierze postęp i działanie. Zmiany na lepsze, z naszego dążenia do dobrego, z naszego pragnienia usunięcia zła, z naszej niezgody na zło.

To się pewnie zaczęło od tzw. grzechu pierworodnego. Który nic wspólnego z seksem nie miał, jak to suflerują nam "mądrzy nauczyciele". Zresztą to "tajemnica", więc kto by się przejmował. Poznali, że są nadzy. A tego zaakceptować nie wolno. Bo jakbyśmy tak akceptowali to, co jest, to do czego by to doszło?

Pielgrzym na swoje drodze nie ma wyjścia. Musi, koniec końców, zaakceptować wszystko, co mu się przydarza. Gwałtowne zmiany pogody, tygodnie w deszczu i chłodzie. Sytuacje, które są ciężarem, niedogodnością, realnym, a nie fikcyjnym, zagrożeniem. Na początku jest bunt. Dlaczego ten kamień po raz dziesiąty wpada do buta? Czemu mi to się dzieje właśnie teraz? Dlaczego tak? Po buncie przychodzi wściekłość i gniew. Że czemu kurwa tak? Że dość. Że do licha z tym wszystkim. Potem, po krokach zanurzonych w bólu, frustracji i gniewie, przychodzi spostrzeżenie - że to niczego nie zmienia. Ten psychiczny sprzeciw, to wkurwienie, gniew, niezgoda. Że po prostu tak jest i pewnie będzie. Że po prostu trzeba się zatrzymać, stracić czas i siły, że trzeba odczuwać ból, bo w danej chwili nie ma innego wyjścia. Że trzeba się pozbierać, poprawić co możliwe, przestać się czepiać tego, co dokucza i trzeba iść. Przychodzi zrozumienie, że szarpanie się nic nie da, że rzeczywistość "po prostu jest", i jeśli tylko to jedno nam zostało - iść naprzód, to musimy się skupić na tym, jak zrobić najskuteczniej następny krok.

Ten następny krok, niekoniecznie będzie dobry, najlepszy, bezbolesny, wspaniały czy dostojny. Nie musi taki być. Rzeczywistość też nie musi taka być, sprawiedliwa, słuszna, właściwa, dobra. Więc w tej, bolesnej, czasem, rzeczywistości robimy ,bywa że niezdarny, krok. Nie mamy pretensji do świata czy ludzi, że są jacy są. Nie mamy już pretensji do siebie, żeśmy krzywo stanęli, albo nie tacy jak powinniśmy. Akceptujemy wszystko. Całe dane nam doświadczenie. I robimy krok. Bo jedyne, czego nie zaakceptować nie możemy, to stagnacja. Bo po to przyszliśmy na świat, po to jesteśmy, żeby zdążać, przekraczać, iść. Do Sensu, do Prawdy, do Życia.

Sytuacja braku zgody, tej emocjonalnej, sytuacja bólu wywołanego brakiem tej zgody - czerpanie satysfakcji, ze ziszczenia się naszych oczekiwań odnośnie rzeczywistości; nasza niedoskonałość; nasze błędy; nasz "krzyż". - też mogą być przedmiotem naszej akceptacji, zgody. Bo przecież, "Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest mnie godzien."

Poznanie dobrego i złego, będące pierwszym grzechem, polegało na zmianie sposrzegania rzeczywistości. Nagle ludzie zaczęli widzieć rzeczy jako takie, które powinny być i takie, które nie powinny być. Te pierwsze opatrujemy słowem "dobre", te drugie słowem "złe". I obie od zawsze istnieją. Bo nawet w raju Adamowi i Ewie oczy się otworzyły. Musieli "dostrzec" rzeczy, których być nie powinno, choćby to, że "byli nadzy".

Pozostaje pewna sugestia, szantaż, pytanie: Jeśli zaakceptujesz naprawdę wszystko, co jest, jak jest, to czy będziesz cokolwiek robił ku dobremu? Czy też sprawy, zaczną się osuwać w zło i rozpad, i jedynym, co może powstrzymać ten proces jest intensyfikacja twojej niezgody na "zło"? Tak to odczuwamy, tak to rozumiemy, tak "wiemy".  Więc aby było dobrze, mocniej musimy zło dostrzegać, nieakceptować nieprawidłowości, niewłaściwości, tego "że jesteśmy nadzy". Więc znów widzimy, dobro i zło, i zero akceptacji staje się mottem naszego życia, melodią naszych emocji.

Pielgrzym idzie po kamieniach i w deszczu, czasem w słońcu, co rozpala, czasem po własnych pęcherzach, ale widzi cel, do którego zmierza. Te wszystkie zaś "niechciane" i sprawiające kłopoty rzeczy, to nie jest dobre ani złe, tylko to coś, czym trzeba się zająć, lepiej albo gorzej, w drodze do celu i ze względu na ów cel.

Wędrowiec swój wzrok układa na otoczeniu. Jego pięknie, barwie. Wkurzają go burze i zamiecie, krzywdy, jakich doznaje albo "zrządzenia losu", jakie go spotykają, albo ludzie jeśli odsuną krzesło czy inne takie... Wędrowiec cały zależny jest od tego, co go spotyka. Rozjaśnia się ze wschodem słońca, przestrzennieje z pięknymi widokami, gaśnie w niesprawiedliwości, ciemnieje w ciemności. Z tej zależności nie ma wyjścia, bo tę zależność sam wytwarza. I jeśli zdarzy się, że jego szlak będzie w okolicach znośnych lub wygodnych, to przewędruje swoje życie. Jeśli trafi na okolice wrogie i nieprzychylne, to może dojść do tragedii.

Pielgrzym akceptuje wszystko, co jest, wszystko, co mu się przydarza, wszystko, co jest jego doświadczeniem. Akceptuje to, ze względu na to, że jest pielgrzymem, to jest człowiekiem zmierzającym do celu. To umieszczenie celu w centrum swojego postrzegania, to wyruszenie w drogę ku niemu, pozwala przekroczyć właściwy nam stosunek do świata i do siebie samych. Być może przekroczyć skutki tej percepcyjnej zmiany, określanej jako grzech pierworodny. Jest to inna motywacja do działania. Mniej jaskrawa, przynajmniej na powierzchni. Mniej dotykająca naszych emocji, bo przecież Ewa spróbowała i poznała, że to nowy owoc "dobry" i "nadaje się" do spożycia. Ale może efektywniejsza. W sumie wydajniejsza. I w rezultacie, wyprowadzająca człowieka z zależności od świata, na wolność, na pokój, ku szczęściu.

Zbyszek
O mnie Zbyszek

http://camino.zbyszeks.pl/  Kopia twoich tekstów: http://blog.zbyszeks.pl/2068/kopia-bezpieczenstwa-salon24-pl/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości