Zbyszek Zbyszek
344
BLOG

Chrześcijaństwo jako religia porażki

Zbyszek Zbyszek Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Tekst jest trochę bez sensu, tak, że odradzam czytanie. Zamieszczam go tak dla zarejestrowania, jakichś tam wolnych i luźnych przemyśleń.


Pamiętam zwycięstwo Tomasza Majewskiego. Jego uśmiech, rozpostarcie białej flagi. Ile we mnie wtedy było uśmiechu, tego przepływu energii. Pamiętam sukcesy polskiej reprezentacji piłki nożnej, a nawet mojej lokalnej drużyny, gdy wygrywała rywalizację o pierwszą ligę, obecnie ekstraklasę. Kolorowe okładki, przekonujący coachowie, wszyscy uczą mnie jak to osiągnąć, jak do tego dążyć, jak dojść do sukcesu.

Chrześcijaństwo uwagę swoją skupia na porażce. Tak to przynajmniej widać, już od samego początku. Jezus swoją misję realizował na krzyżu, będąc poniewieranym, odrzuconym, ranionym, wyśmianym, zabitym. Chrześcijaństwo skupia wzrok na ubogiej wdowie, nie na bogatym notablu. Pierwszymi wizytującymi pobyt Jezusa na Ziemi byli ludzie z największych ówczesnych nizin społecznych - pasterze.Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem będą pocieszeni - to przekaz chrześcijański.

Czy to jest normalne? Czy to jest ludzkie? Czy to jest rozsądne - wypadałoby zapytać. Czy powołaniem człowieka jest dążenie do sukcesu, czy do porażki? Czy chrześcijaństwo polega na celowym wędrowaniu w świat klęski, cierpienia, bo to droga do Boga? W czym wyraża się człowieczeństwo i do czego powinniśmy zmierzać?

Wydaje się, że na przekór "spontanicznym" ( w cudzysłowie, bo nasze spontaniczne reakcje są pochodną wcześniejszego ich kształtowania ) reakcjom, chrześcijaństwo słusznie pochyla się nad porażką. Skupia swój wzrok na człowieku, który znajduje się w stanie określanym jako przegrana, jako klęska, katastrofa.

Gdy osiągamy sukces, mamy całe mnóstwo ludzi, którzy chcą być z nami. Cieszyć się razem z nami. Pogrzać się w słońcu sukcesu. Gdy spotyka nas katastrofa, porażka, cierpienie, które przekracza naszą emocjonalną pojemność, to z reguły jesteśmy sami. Jesteśmy sami fizycznie, bo nikt nie chce być z nami, bo odrzucenie i odwrócenie się ludzi jest częścią tego cierpienia, tej porażki. Jesteśmy sami psychicznie i egzystencjalnie, bo nikt nie chce mieć z nami do czynienia, bo jesteśmy przegrani. Jesteśmy sami. Sam na sam z bólem. Sam na sam z odwróceniem się innych. Sam na sam, z tym co nas rani. Sam na sam z poczuciem braku perspektywy i szansy na zmianę tej sytuacji. Co wtedy?

Wyobraźmy sobie małe miasteczko, sześć tysięcy ludzi. Chodzą, pracują, spotykają się. Położone w centralnej Polsce. Pewnego dnia, wszyscy się zabijają. Skaczą z okien, łykają tabletki, sznur. Cisza, następnego dnia. Scena z horroru. Tymczasem każdego roku sześć tysięcy ludzi w Polsce właśnie to robi. Popełnia ten straszny czyn. Bo nie mają innego wyjścia, bo nie maja już siły, bo zostali sami, sam na sam ze swoją tragedią, ze swoim bólem, z tymi wszystkimi, co się od nich odwrócili. Ale my zajęci jesteśmy dążeniem do sukcesu i tym bardziej odwrócimy wzrok.

Chrześcijaństwo przychodzi do ludzi właśnie w sytuacjach opuszczenia i cierpienia. Przychodzi do nich z dwóch powodów. Pierwszy jest taki, że rozpaczliwie tego potrzebują. A chrześcijaństwo jest dla człowieka. Jest jego adwokatem, jego obrońcą, jego wsparciem, jego fanklubem, jego nieusuwalnym, nie dającym się wyłączyć sympatykiem, jest miłością do człowieka.

Po drugie chrześcijaństwo skupia swój wzrok na takim człowieku, bo właśnie w chwilach klęski i porażki przejawia się wielkość człowieka. Kolorowy świat, którego przesłanie nieustannie odbieramy, cały czas stawia nam przed oczy zachowania ludzi, którzy odnoszą sukces. Co czujesz - pyta reporterka sportowca, który właśnie zdobył mistrzowski tytuł. - Jak to cię zmieniło - pyta druga, człowieka, który dokonał czegoś niezwykłego. I nikt nie pyta tego, co przegrał mecz, rywalizację, życie: - Co czujesz? - Jak to odbierasz? A przecież to wtedy właśnie, ludzie dokonują rzeczy największych, wtedy ich człowieczeństwo przemawia z niepohamowana siłą, pozwalając im przejść przez te ciemne chwile.

Pamiętam, gdy szedłem do Santiago, dni szczególne. Dni w których nie miałem już sił, nie miałem motywacji, nie miałem nadziei. Nie miałem już nic poza swoim bólem i wściekłą nawałą okoliczności, która jak na przykład na etapie do Olveiroa usiłowała mnie po prostu zmieść z powierzchni drogi, tak że widiowe końcówki kijów wbijałem poprzecznie do kierunku drogi, by z niej nie spaść. To właśnie dzięki przejściu przez te dni, a nie przez dni, gdzie słońce, cuda przed oczami i przestrzeń, doszedłem do Santiago.

Doszedłem, bo w tych chwilach, gdy ja już żadnych zasobów nie miałem by przetrwać, pojawił się jakiś człowiek i wyciągnął do mnie rękę. A w chwilach gdy nie było nikogo, sam już nie wiem jak - szedłem dalej. Szedłem chyba tylko z jednego powodu. Miałem cel. Cel, który mnie przekraczał.

I tak naprawdę, te chwile, te sytuacje, gdzie idziemy przez rozmaitej natury cierpienie, wcale nie są porażką. Nie są przegraną. I nie są katastrofą. Te wszystkie słowa to tylko nazwy, opinie nasze o tym, z czym mamy do czynienia. Bo sukces, jawi nam się jako spełnienie naszych marzeń, naszych dążeń, naszych pragnień, naszych oczekiwań, naszej woli. A gdy jest inaczej to sytuację taką określamy słowem "porażka". Bo nie tak "powinno być".

To sukces sprawi, że będziemy szczęśliwi. To ziszczenie naszych pragnień da nam szczęście. I tak, zamykamy się w kole pogoni za ogonem własnej woli. Nie możemy być szczęśliwi bez jej spełnienia. I jesteśmy szczęśliwi, gdy wreszcie jest "jak chcemy".

Porażki się boimy, odrzucamy ją. Obwiniamy siebie, gdy popełnimy błąd, gdy zawiedziemy, gdy nam się nie uda, gdy przegramy. Bo to niedopuszczalne. Bo nie tak powinno być. To dokłada tylko emocjonalnego ciężaru do udźwignięcia.

Więc prawda jest taka - mówi chrześcijaństwo - że nie jesteś sam. I nie ma porażki. Są tylko chwile, gdy będziesz szedł przez ból. Bo taka już na Ziemi i w życiu pogoda. Wtedy, gdy już brak ci swoich własnych zasobów, możesz się otworzyć. Możesz zmienić perspektywę. Możesz uchwycić się celu większego niż ty sam. Wtedy właśnie możesz zobaczyć, że jesteś częścią, a nie pojedynczym elementem. Częścią życia przez wielkie "Ż". Jedyną taka nicią w jego tkaninie, bez której nigdy nie byłoby takie samo. Jesteś biegiem zdarzeń i czynów, który zdąża do Miłości i który jest kochany. Jesteś niezbędny. Bo... jesteś.

Więc słowo porażka, używane na określenie sytuacji, tak naprawdę okazuje się pozorem. Koncepcją wiodącą na manowce. Określeniem, które pochodzi z szaleńczego, acz nieuświadamianego, dążenia do spełnienia własnych oczekiwań i woli. W życiu nie ma sukcesów i porażek, chociaż są chwile smutku i radości. Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować - mówił Apostoł. I nam potrzeba tej umiejętności, przechodzenia przez dni słoneczne i szczęśliwe, jak i przez te ciemne i trudne. W tych drugich szczególnie przychodzi nam z pomocą On. Bo inaczej nie może. Bo taki jest. Bo na tym polega to wszystko.

Zbyszek
O mnie Zbyszek

http://camino.zbyszeks.pl/  Kopia twoich tekstów: http://blog.zbyszeks.pl/2068/kopia-bezpieczenstwa-salon24-pl/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo