Zbyszek Zbyszek
383
BLOG

Camino już rok temu

Zbyszek Zbyszek Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 18

Camino już rok temu

Rok temu zakończyłem moją podróż. Nie było już dalej. Drogi przede mną. Dopiąłem jedno z największych, jeśli nie największe przedsięwzięcie w moim życiu. Przeszedłem z domu do Santiago de Compostela a potem do Muxia i Finisterra.

Co się zmieniło? Jak widzę to teraz? Co się stało w ciągu tego roku?

Pamiętam, że był czwartek i bardzo gorąco. Droga była piękna, ale dłużyła mi się w ostatniej fazie. Finisterra ładna, alberga w miarę i to niezwykłe poczucie po czterech miesiącach ciągłego marszu, że już nie ma dokąd.

Czy się zmieniłem w wyniku tej pielgrzymki? Nie wiem. Na pewno nie drastycznie. Wiele zrozumiałem. Także i to, że życie to stała pielgrzymka, czyli codziennie trzeba jakoś tam, do przodu i życie nie polega na tym, żeby odnaleźć jakiś stan, jakąś mądrość, jakąś postawę, która da nam szczęście, tylko polega na ciągłym zmaganiu się, szukaniu, ciągłym marszu.

Czy zmieniło się moje nastawienie i życie religijne? Chyba tak. Powiedziałbym, że się urealniło. Religia jak i szereg innych sfer, staje się często w życiu, przynajmniej tak było w moim, przestrzenią odgrywania zaplanowanych ról. Wiemy co powiedzieć, jak się zachować, co czuć, co ma być.

Pielgrzymka taka jak moja, stawia człowieka w sytuacjach, gdy już nie wiadomo co będzie, co robić i jak ma być. Pozwala albo raczej zmusza do porzucenia ról. Napuszonych prawd. Dostojnych zwrotów. Zostaje goła prawda, o człowieku, o jego stosunku do Boga. I tyle.

Przez ten rok, od kiedy dotarłem do Finisterry napisałem książkę. Ha. To prawie taki wyczyn dla mnie jak sama pielgrzymka. Wcale w nią nie wierzyłem. Ciągle słyszałem za uchem, swoje – swoje? – własne wątpliwości: nie rób tego, nikomu to niepotrzebne, to bez sensu. A jednak pisałem. Dzień po dniu, tak jak szedłem, wiernie i prawdziwie. I w końcu… ponad tysiąc stron. Omatko

Zabrało mi to pisanie czas od września ubiegłego roku aż do sierpnia bieżącego. Za długo. Za dużo. A może właśnie dobrze. W sumie, dzięki temu, ta pielgrzymka wróciła jakoś i do mnie, choć chciałem, żeby była dla innych. Gdybym tego nie napisał, utonęłoby to wszystko. To jedna z nauk jakie wyniosłem z tej długiej drogi, trzeba cenić i przypominać rzeczy wartościowe. Bo same ze siebie się nie utrzymają.

Dziś w Polsce piękny dzień. Może ostatni taki ciepły, bo zaczyna się jesień. Dwa dni temu byłem w lesie. W ciszy, w morzu blasków słońca spadającego z góry i smug cienia od koron drzew, raz po raz spadały liście. Tańczyły w powietrzu, opadając niżej i niżej. Było słychać owady.

Natura jest czasami zupełnie niesamowita. Pokazuje nam swoje piękno i przemijanie. Dwie rzeczy na raz. Przeciw takiemu połączeniu buntuje się człowiek, buntuję się ja. Ale to zły bunt. Wszystko przemija. Na tym świecie. Tylko to co poza nim, pozostaje, wciąż słoneczne, jak ten las dwa dni temu.

Dziś, po roku od dotarcia do Finisterra, nadal jestem wdzięczny. Wdzięczny sobie za decyzję, upór i odwagę. Wdzięczny wszystkim niezwykłym ludziom, których spotkałem i którzy mi pomogli. Wdzięczny jestem Bogu, za wszystko, bez wyjątku. Wciąż w niego jakoś… wierzę.

Życie „w cywilu” jest inne. Kieruje się innymi prawami i zasadami. Dawniej miałem zacięcie do interesowania się czy komentowania życia politycznego. Dziś, gdy patrzę na takie komentarze, to jakoś jestem z boku. Irytuje mnie zapalczywość, krótkowzroczność, wieczny zgiełk, z którego – nie oszukujmy się – często niewiele wynika.

Inne rzeczy są ważniejsze. Prawdziwsze. Bezpośrednio nas dotykające.

Więc cieszę się, cieszę się, że poszedłem i doszedłem. Życzę każdemu, dojścia do Santiago, na jego własną miarę i jakieś przeznaczenie. Życzę każdemu doświadczeń, które budują, które pozwalają dostrzec życie z innej strony. Czy mam jakieś plany? Pragnienia? Jeszcze raz?

Teraz nie. Kiedyś… Chętnie bym przeszedł Camino portugalskie, ale to nad samym morzem. Może kiedyś przez północne Niemcy i Północną Francję z jej kolebkami? Może przez Alpy? A może, to niemożliwe, pójść w przeciwną stronę.

Jeśli będzie taka potrzeba, żeby pójść, to będę to wiedział. Wiedział dokładnie. I wtedy pójdę. Dziś tak nie jest. Dziś walczę i szukam możliwości, żeby książka przepchnęła się do szerszej publiczności, żeby stała się faktem materialnym, a nie tylko elektronicznym.

Dziś zajmuję się tysiącami spraw związanymi z codziennym życiem. Ale wiem. Wiem, że to Camino jest jakoś tak jak latarnia morska w moim życiu. Że jest takim światłem. I kogo nie spotkałem i z kim nie rozmawiałem, z tych co przeszli Camino, to mam wrażenie podobne, że jaśnieją od tego przejścia. Od tej pielgrzymki. Od tego doświadczenia. Że to coś, co życiu nadaje smak, ubarwia je, przydaje sensu i zrozumienia.

Pochmurno już. Pora zapisać bloga. Opublikować go. Dać odnośniki na facebooku. Wieczorem trzeba się będzie pomodlić. Za wszystkich pielgrzymów. Tych co doszli i mogą powspominać. Tych co właśnie teraz przemierzają ścieżki Camino. I tych co dopiero pójdą. Żeby doświadczyć, żeby zrozumieć, żeby dojść do apostoła Jezusa Chrystusa.

Camino już rok temu


Chętnych, ba..., zapraszam na bloga, gdzie mapa pielgrzymki i cała masa innych rzeczy. Innych chętnych namawiam na książkę, ma niezwykłe recenzje. Książka jest droga, dla niektórych, więc jeśli cię nie stać, można ją pobrać za darmo z bloga. Jeszcze innych namawiam do polubienia strony na facebooku. Ale to wszystko fakultatywnie. Znaczy dowolnie. Znaczy donativo. Znaczy, tylko jeśli chcesz.

Zbyszek
O mnie Zbyszek

http://camino.zbyszeks.pl/  Kopia twoich tekstów: http://blog.zbyszeks.pl/2068/kopia-bezpieczenstwa-salon24-pl/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo