Największy "prorok", duch sprawczy procesu opuszczenia UE przez Wielką Brytanię, Nigel Farage oświadczył, że rezygnuje z dalszego zajmowania się polityką i chce odzyskać swoje własne życie.
To druga po Borysie Johnsonie gwałtowna rejterada po stronie gwiazd politycznych zachęcających lud do Brexit. Właściwie to nie ma teraz już w WB nikogo ze zwolenników Brexit, kto by chciał rządzić. Prawie z łapanki, premierem zostanie jakaś pani. No ktoś musiał. Takie przepisy. Psiakrew.
Trochę to smutne i dziwne. Oczywiście przed swoją decyzją Nigel Farage poszedł na garden party. Tam, niechcący porozmawiał z jakimś obywatelem w marynarce. A czemu by nie? A że ten obywatel to właściciel większości mediów i finansowy tytan, to co to kogo obchodzi. Brytyjczycy mają co chcieli. Politycy też dostaja co chcieli.
U nas też trochę konfliktowych wobec UE poczynań i oświadczeń. Że co oni nam tu będą, że zło i w ogóle. Takie pobeczyny z tyrad Nigela Farage. Gdy politycy uderzają w wysokie tony, jak patriotyzm, suwerenność i inne takie, warto zachować swój własny rozum i rozwagę, by się nei skończyło jak 39, gdy heros honoru Józef Beck, pchnął Polskę do wojny z Niemcami, a sam cichaczem, przez Zaleszczyki, uciekł z kraju zostawiając społeczeństwo pod bombami.
Tak gwoli uwagi i rozwagi.
