Zbyszek Zbyszek
1766
BLOG

Czy współczesny człowiek potrzebuje Boga?

Zbyszek Zbyszek Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 54

Pytanie postawione w jednym z tekstów na Salonie24 warte jest jeszcze jednej odpowiedzi. Nie da się go stawiać całkiem generalnie, w odniesieniu do Indii, Kongo, Japonii i Hiszpanii. Ustalmy więc zakres tego pytaniatak by obejmował to, co dla nas najważniejsze, a zatem najdroższe - Europę.

Generalnym zjawiskiem obserwowanym w Europie jest odejście społeczeństw zachodnich od religii. Jest to zjawisko na zachodzie powszechne i przejmujące swoją głębokością. Przejawia się w tym, że w życiu religijnym wyrażanym różnymi formami aktywności i obrzędowości religijnej uczestniczy minimalny już procent społeczeństwa.

Ludzie generalnie odrzucają tam religię. Religię protestancką czy katolicką. Odrzucają ją jako formę moralno psychicznej represji, nacisku, zewnętrznej kontroli jednych ludzi nad życiem drugich. To odrzucenie stało się faktem, i dzisiaj Europa Zachodnia jest pod względem praktyk religijnych, terenem misyjnym. Po prostu - prawie nikt nie chodzi do kościoła. Ludzie tego nie chcą i nie potrzebują.

Wypada zadać zatem pytanie o rolę religii w życiu człowieka i społeczeństw. Czy jest możliwe w ogóle moralne i udane życie człowieka i społeczeństw - bez religii. Jak nie będziesz religijny zejdziesz na psy. Bez Boga ani do proga ("bez Boga" tu w rozumieniu udziału w życiu religijnym). Szereg przykazań ze Starego Testamentu ma dołączone groźby i zachęty, co do skutków ich przestrzegania, mających się przejawić w życiu doczesnym.

Więc czy może być człowiek uczciwy, który porzuci religię i nawet wiarę w Boga? Czy taki człowiek może być dobrym człowiekiem? Czy może być dobre społeczeństwo, takie które stanowi przyjazne środowisko dla ludzi, w którym bezpiecznie jest żyć, w którym dominują zasady uczciwości, serdeczności i otwartości - jeśli porzuci ono gremialnie religię?

To są kluczowe i budzące lęk pytania. Budzące lęk i kluczowe, bo to pytania, które dotykają podstawowego przekonania wpajanego przez religiję, przekonania, że odejście od niej, od posłuszeństwa ludziom i naukom reprezentującym religię, uczyni życie społeczne i osobiste tragedią i koszmarem. Nawet nie waż się o tym myśleć, bo... wiesz co się stanie.

Więc czy ta groźba lub, jak wolą inni, przestroga przed porzuceniem zorganizowanej religii, jest rzeczywiście uzasadniona, czy jest jedynie jakąś próbą szantażu, mającego utrzymać ludzi w ramach tej czy innej religii?

Jesli, znów, posłuchamy przestawicieli religii, wysokich i niskich rangą, to dowiemy się, że społeczeństwa, które odeszły od religii, są obrazem zgnilizny, degręgolady i zepsucia. Jest zgniły, zepsuty Zachód, i szlachetna, uduchowiona Polska. Jest życie oparte o procesy zepsucia i nimi wypełnione - tam,  i jest życie czyste, chrześcijańskie u nas.

Zgoda. Zabijanie ludzi, bo jeszcze nie ujmieją mówić, bo już nie potrafią się bronić, więc aborcja i eutanazja, to zło, którego nie da się bronić. Wyzwalanie ludzi z ich płci, destrukcja definicji małżeństwa to aberacje.

A jednak. A jednak w społeczeństwach tych nie zapanował wciąż chaos. Nie zapanowało prawo wilka, tak, że człowiek człowiekowi wrogiem, nieprzyjacielem, złodziejem. Ludzie tak organizują sobie życie, że generalnie funkcjonuje uczciwość, sollidarność, sympatia, pomoc jednego drugiemu, otwartość. Doświadczenie obcowania z tamtymi społeczeństwami w porównaniu do polskiego, nierzadko kończy się stwierdzeniem jakie usłyszałem do rowerzystów, którzy z Polski jechali przez Niemcy, Benelux, Francję, Hiszpanię: "Tu są inni ludzie". Są. Są inni, co smutne, w pozytywnym dla nich sensie słowa "inni".

Zatem doświadczenie podpowiada, że jednak można. Że można zbudować życie, które będzie ludzi wspierać, w którym będą dla siebie nawzajem przyjaciółmi, w którym będzie naprawdę, a nie w słowach, sprawiedliwość, uczuciwość i solidarność. Bez religii. Rzecz jasna nie wiadomo na jak długo, bo stany bezreligijne nie są zbyt dobrze przetestowane i kto wie, jak to się jeszcze skończy.

Z drugiej strony, można doświadczyć w całej rozciągłości i przerażającej dosłowności, że społeczeństwo silnie identyfikujące się z wiarą religijną, szeroko zaangażowane w religijne praktyki, przejawia w swym życiu, w stosunkach między ludźmi, wiele przykrych ludzkich postaw, jak wrogość, nastawienie na wykorzystanie drugiego, zamknięcie się, częste przejawy różnej agresji.

Z tego, że ludzie nie chcą (to niekoniecznie znaczy "nie potrzeba im") religii, nie oznacza jeszcze, że nie chcą Boga. Być może nie chcą pewnej "wersji" Boga. Obrazu, którym religia mówiła do współczesnych sobie społeczeństw. Do ludzi bowiem, wypada mówić językiem i pojęciami jakie są w stanie zrozumieć, inaczej przekaz padnie w pustkę. W miarę zmiany percepcji ludzi, ich języka i rozumiena, zmieniać się może obraz jakim religia mówi do ludzi o Bogu.

Człowiekowi, tak naprawdę, nigdy nie będzie wystarczać, życie tak zwane doczesne, tak zwane zmysłowe. Posiadanie przez nas samoświadomości, nieodwracalnie pcha człowieka ku pytaniom i pragnieniom, na które nie ma recepty, jeśli poprzestać na zmysłowym doświadczaniu życia. Ludzie zachodu, może i odwrócili się od religii, ale wciąż jest w nich, choćby sami próbowali zaprzeczać, choćby było zakrywane i zamalowywane farbą różnych uzasadnień - pragnienie Boga. Bo jakoś myślimy, że dobro musi mieć swoje źródło, bo takiego źródła chcemy, większość wie, co to dobro, co to miłość.

Namacalnym dowodem skomplikowania sytuacji, to jest deklaratywnego odrzucenia religii, a jednocześnie szukania Boga na Zachodzie, jest zjawisko odbywania pieszej pielgrzymki do grobu świętego Jakuba Apostoła, pochowanego (wg. tradycji) w Santiago de Compostela. Santiago - znaczy dosłownie święty Jakub, a "de Compostela" znaczy z pola gwiazd.

W latach siedemdziesiątych na piesze wędrowanie przez Hiszpanię, do katedry w Santiago decydowało się rocznie kilkadziesiąt osób. Trzeba było przejść osobiście i najczęściej samotnie, sto kilometrów, aby otrzymać zaświadczenie o odbyciu pielgrzymki. Często ludzie pokonywali cały szlak z francuskiego Saint Jean Pied de Port, liczący 790 km. Liczba takich osób, idących do świętego Jakuba, rosła z roku na rok. Szczególnym impulsem była tu wizyta w Santiago Jana Pawła II i jego zachęty.

Dzisiaj, rocznie do Santiago idzie na piechotę blisko ćwierć miliona ludzi. Ćwierć miliona co roku, decyduje się iść w upale i niewygodzie do Santiago de Compostela. Większość z nich, wcale nie chodzi po drodzie do kościoła, ani nie przejawia zachowań religijnych. Traktują to jako przygodę, rozrywkę, szukanie prawdy, szukanie siebie, szukanie innego życia. Ale wbrew tym wszystkim świadomym oświadczeniom i zachowaniom, wędrują do wielkiego centrum chrześcijaństwa. Nie gdzieś indziej. Nie szlakiem turystycznym. W jakiś sposób, czasem nieuświadamiany, to właśnie ten szlak i to miejsce ich pociąga. I w jakiś sposób, szukają na tym szlaku Boga. Może nie tego, którego obraz przedstawia starszego mężczyznę, który ma długą listę powodów do potępienia człowieka na zawsze, ale Boga, który będzie Bogiem w ich sercach.

Więc choć, udane życie zapewne, bez religii można zbudować, to potrzeba Boga, nigdy się nie skończy. Pełne pychy zapowiedzi osiemnastowiecznej nauki, że oto wyjaśni ona świat i życie, już dawno zostały wstydliwie schowane między zakurzone półki. Ludzka potrzeba sensu, ostatecznych wytłumaczeń, miłości, która byłaby i wieczna i bezwarunkowa, kieruje ich krokami na niewygodnych i czasem pełnych bólu ścieżkach Camino de Santiago. Spotykają się tam ze sobą. Spotykają jak nigdy i nigdzie indziej. I odnajdują, to czego czasem nie potrafią wyrazić. A święty Jakub, Apostoł naszego Zbawiciela, z uśmiechem patrzy z frontonu katedry w Santiago i jest wyrozumiały. Będzie dobrze.

Zbyszek
O mnie Zbyszek

http://camino.zbyszeks.pl/  Kopia twoich tekstów: http://blog.zbyszeks.pl/2068/kopia-bezpieczenstwa-salon24-pl/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo