Brat Damian napisał był tekst "Brawo ks. Charamsa", w którym stawia następującą tezę: To dobrze, że ks. Charamsa zrobił to co zrobił, bo dzięki temu przełożeni KK "wezmą się" za gejów w szeregach KK.
Jest to błąd.
Źle się stało, bo wystąpienie ks. Charamsy podrywa zaufanie i szacunek świeckich do duchowieństwa. Co więcej w następstwie lub równocześnie, może szkodzić samemu zwróceniu się do Boga.
Pozostają niedopuszczalne pytania, na które nikt "rozsądny" nie będzie szukał odpowiedzi:
1. Czy swoje skłonności odkrył ks. Charamsa przed czy po wstąpieniu do seminarium?
2. Czy w ich odkryciu nie "pomogli" mu jacyś przełożeni?
3. Jakie są mechanizmy doboru ludzi na eksponowane stanowiska w KK? Jacy księża tam się dostają, a jacy są odrzucani?
4. A może "wszyscy" wiedzieli?
Pytanie czy Charamsa to spód, czy czubek góry lodowej? Czy to jednostkowy przypadek, czy przykład pewnych mechanizmów.
W KK jest wielu wspaniałych duchownych, którzy w bohaterski sposób stoją przy Chrystusie i bywa że niosą, często własny ciężki, krzyż słabości lub kłopotów. Wypada mieć nadzieję, że to oni właśnie znajdą się na eksponowanych stanowiskach np. w Watykanie. Oni są solą ziemi, solą KK.
KK może ewoluować, ma w tym względzie niemal nieograniczone możliwości. Przypadek ks. Ch. może pomóc w rozsądnej ewolucji. Może też pchnąć sprawy w mało rozsądnym kierunku.
Komentarze